
- Piotr Romanow -
Czy ciągłe powiększanie armii, na którą nie ma popytu ma sens?
Jak dobrze wiecie, czy też dopiero się dowiadujecie jestem jednym z pierwszych oficerów ELaK Edelweiss w stopniu Kapitana. Mimo, że służbę wojskową mam dawno za sobą (co nie zmienia faktu, że mogę do niej wrócić w każdym momencie) to de facto ja tworzyłem obraz naszej armii. Lepszy lub gorszy. Ogromny wkład w siły zbrojne mieli także; Herr Major czy też teraz nazywany Komandeur Leutnant de Espada oraz Herr Leutnant Dex, którym zawdzięczam kawał dobrej roboty przy naszych skromnych, a zarazem bardzo dobrze zorganizowanym siłom.
Edelweiss Streitkräfte od samego swojego początku stawia organizację i struktury ponad wszelkie megalomańskie projekty. Armia miała być z założenia małym związkiem taktycznym, który miałby chronić Kotliny na dwa sposoby. Jednym oczywiście miała być doktryna przewagi ogniowej, gdzie artyleria by sypała dzień i noc bez przerwy pociskami po pozycjach wroga, uniemożliwiając mu działanie w terenie, ograniczałaby też jego logistykę. Drugą doktryną, którą posługują się planiści i sztaby w ESK jest to doktryna wojny mobilnej. Niby jedna i druga doktryna siebie wyklucza, ale w naszej Kotlinie silnie forty, które wyposażone są w baterie fortowe, które mogą operować prawie na całej powierzchni kraju wpisują się wręcz idealnie podczas obrony w głąb. Obie te doktryny, które są wyważone w odpowiedni sposób nie potrzebują też wielkich nakładów zasobów ludzkich.
Stawiamy na dwa Pułki Piechoty, prawie trzy jeżeli idzie o ścisłość, małe mobilne lotnictwo, a ostatnio nawet flotę rzeczną. Te malutkie związki taktyczne wypadają dużo lepiej na tle innych armii, gdyż do zaopatrzenia ich nie potrzeba ogromnych taborów konnych. Logistyka w kraju jest praktycznie w stu procentach zmotoryzowana, przez co sam transport jest o wiele szybszy. Małe, w tym aspekcie ma bardzo dużo plusów, wręcz ogrom plusów. Siły Zbrojne na nasze warunki nie potrzebują wiele więcej, a ich ciągłe powiększanie prowadziłoby do dalszej pracy nad doktrynami walki dla jej żołnierzy.
Proszę zobaczyć, mamy dwa świetnie zorganizowane pułki. Nagle pada rozkaz, w którym Herr Oberhaupt rozkazuje oficerom ESK powiększyć nasze siły do kilku kolejnych przykładowo ma powstać, aż dziesięć takich pułków. Okazuje się, że mamy bardzo dużo sił własnych, ale ich działanie logistyczne? No właśnie, nie ma go. Trzeba rozpocząć od nowa cały proces jej budowania. Zwiększyć nakłady na produkcję pojazdów kołowych odpowiedzialny za transport piechoty, a także zaopatrzenia dla niej. Cały ten ciąg nagle się zwiększa i wydolność armii na okres pięciu czy sześciu miesięcy (Oczywiście mówimy tu o realiach mikronacyjnych) słabnie, do momentu uzyskania ponownie stanu sprzed domniemanej operacji ich powiększenia.
Z drugiej strony stoimy przed ważniejszym pytaniem w naszym świecie, a mianowicie narracja. Czy ciągłe powiększanie armii, na którą nie ma popytu ma sens? Niezbyt, chyba że oczywiście mamy wielu starych wyjadaczy i wypadałoby, aby każdy z nich miał jakiś pododdział w odpowiedniej liczebności do dowodzenia. Tutaj potrzebne jest jednak spojrzenie realistyczne i oczywiście wzięci pod uwagę znajomości dotyczącej organizacji sił zbrojnych. Chyba dla takiego starego wyjadacza, który zna się na nich największym ciosem w serce by było, gdyby ten w stopniu Pułkownika, który powinien dowodzić Pułkiem (tak specjalnie z dużej litery piszę) nagle dowodzi drużyną, bo armia mu nie pozwala na dowodzenie większym związkiem taktycznym bo takiego nie ma. Także zwiększanie liczebności ma sens, jeżeli armia nie pozwala na dalsze szanse rozwoju. Oczywiście przeciwnicy “realowego” podejścia mogą się tłumaczyć, że to tylko zabawa, ale dla nas, którzy czy to się na tym znają, czy też służą realowo, albo po prostu noszą mundury ma to ogromne znaczenie, bo nie każdy z nas traktuje czy to tutejsze, czy realowe siły zbrojne jak zabawę. Tutaj jeszcze jest możliwość wyjścia z tej tak zwanej kropki, a mianowicie przygotowanie sztywnych etatów przypisanych do stanowisk. To rozwiązanie pozwala utrzymać wszystko z sensem, ale wielu działaczy sił zbrojnych różnych państw może być zawiedzionych.
Etatyzacja sił zbrojnych w państwach wirtualnych doprowadza do tego, że taki Pan Kapitan dowodzi kompanią nieokreśloną ilość czasu, jeżeli nie ma żadnego batalionu, który ten mógłby przejąć i zostać majorem. Oczywiście jest też opcja przejęcia jakiejś funkcji na sztabie, gdzie taki kapitan mógłby zostać majorem jako szef konkretnej sekcji. To też nie jest pomysł bez sensu, gdyż wiele sekcji na sztabie mogłoby jeszcze bardziej uwojskowić wojsko. Jakby to dziwnie nie brzmiało.
Podsumowując, siły zbrojne w zależności od punktu widzenia mają zmienną naturę, bowiem z narracyjnych, czy też logistycznych względów trzeba rozpatrywać w zależności od potrzeb. To nie jest powiedziane, że mała armia jest lepsza od tej większej i na odwrót. Jeżeli chodzi o Kotlinę i jej narrację jestem zdania, że armia musi być dopasowana do potrzeb narracyjnych, a nie do tego czy będzie ona duża czy mała. Nasze realia są takie, że armia to jednak podstawa kraju, gdyż jest do niej pobór, dlatego jeżeli okaże się że będzie w niej służyła bardzo duża grupa ludzi, którzy będą się nią bawili i ulepszali to należy ją powoli, małymi siłami powiększać. Jeżeli jednak w niej będzie zainteresowanie takie jak dotychczas, aby “odbębnić swoje” i iść do cywila to nie ma najmniejszego sensu, by ją powiększyć.
*Przedruk na potrzeby Szmelzfest 1924, link do oryginału.