15.10.2022
Dzień I
W gąszczu wielu spraw
Zanim rzeczywiście zacznie wspinać się na szczyt, postanowił najpierw obejść nieco zbocze, by obrać właściwy tor do podejścia. Ścieżka tutaj nie była zbyt wymagająca, jednak ciągle daleko było do typowego, zimowego krajobrazu, który powinien pojawić się w wyższych partiach gór.
Na tej wysokości panowała piękna jesień, która raczyła oczy kolorowymi koronami liściastych drzew, rozciągających się ogromnym obszarem. Gdzieniegdzie drzewa były już całe czerwone, inne dopiero żółtawe, a jeszcze inne pozostawały zielone, jakby chciały wyjść z naturalnego obrotu spraw i same zdecydować kiedy zrzuca swoje liście.
Zwiastowane nadejście zimy, zmuszało do refleksji nad zadaniami, które należałoby zakończyć przed upływem roku. A tych Joachim miał jeszcze całkiem sporo. Zastanawiał się więc jak to wszystko poukładać i na które aspekty stawiać największy nacisk. No cóż, spacer w górach był dobrym miejsce do tego typu rozmyślań.
Nagle jednak zatrzymał się, gdyż na jego drodze pojawiły się gęste krzaki, które sugerowały konieczność odwrotu.
- Pomyliłem drogę? - zastanawiał się głośno, jednak oczywiście nie mógł tego zweryfikować bez porządnej mapy.
Próbował sobie przypomnieć, czy mijał jakieś rozwidlenia, które mógł przeoczyć kontemplując edelweisskie widoki. No, i gdzie u diabła podział się podróżnik, którego jeszcze chwilę wcześniej widział przed sobą.
Krzaki mocno poruszyły się i niektóre z gałęzi trzaskały pod naporem zwierzęcia, które tam buszowało. Tak mu się przynajmniej wydawało. Cargalho cofnął się o krok i chwycił za broń, na wszelki wypadek. Tam jednak wyłonił się @Ignats ik Ruth.
- Nie da się tędy przejść. Ja zawracam. - powiedział mocno rozgoryczony.
Joachim upewnił się, że właśnie przez zarośla wiedzie szlak, a gdy podróżnik mu to potwierdził, sam spróbował się przedostać. Nie przywykł bowiem, do wycofywania się.
- Gdybyś zmienił zdanie, będziesz miał już utorowaną drogę - krzyknął mu jeszcze na odchodne, jednak tamten był już zdeterminowany by zmienić szlak.
- Ach, Arystokracja - zaśmiał się pod nosem.
Spojrzał na narzędzia, które zabrał ze sobą. Czekany wyglądały na takie, które w tej sytuacji mają prawo ułatwić mu przejście. Torował sobie nimi drogę, od czasu do czasu przeklinając gałęzie, które odbijając strzelały go prosto w twarz. Sanie, a jakże, zahaczały się o wystające korzenie, przez co musiał się jeszcze bardziej szarpać. W końcu dostrzegł wyjście, za którym ponownie rozciągała się szeroką ścieżką.
- Co za farsa - skomentował zarośla, których nie powinno być. Obejrzał jeszcze czekany, nieco się pobrudziły. Nadawały się jednak do dalszego użycia.
Przystanął na chwilę, by wyrównać oddech, a później ruszył dalej, na pole K2