Jak kamień w... dziurę
Sanie znowu go podcięły, ale teraz nic nie zakończyło się szczęśliwie... Wpadł do dziury i utknął...
- Jak nie rowy, to dziury. Ogrodzić to wszystko, zaorać i nikogo nie wpuszczać. Dla bezpieczeństwa! - mówił głośno wyrzucając swoją frustrację.
- Czy jest tam ktoś??? Halo? Pomocy! - krzyknął licząc na cud, który oczywiście nie miał prawa nastąpić. Ostatnimi osobami, jakie widział na szlaku był Ignats, który zawrócił przez krzaki oraz pastereczka, która pewnie już zeszła ze swoim stadem do doliny i teraz upija się jakimś słodkim trunkiem.
- Chrzanić to! - krzyknął do siebie, próbując wspiąć się po kamieniach, ale były jednak zbyt śliskie. Zerknął więc na swój ekwipunek i zdecydował się spróbować wydostać się za pomocą uprzęży z liną. - Raz kozie śmierć - powiedział, gdy upewnił się, że lina jest odpowiednio zaciągnięta... Spróbował się odpowiednio zaprzeć.