Dzisiejszego dnia na trakcie prowadzącym przez przełęcz przy Ametystowej Górze (Amethystberg) zauważono kolumny obcej ludności kierującej się do Edelweiss.

Maszerowali od tygodnia przez dzikie i niegościnne tereny. Uciekinierzy, których nazwa Ulvefolk (edel. Wolfsmenschen) nie była szeroko znana w Kotlinie. Przywiązani do tradycji i surowego, północnego klimatu opuścili swoje ziemie, uciekając przed Dzikimi. Ci brutalni najeźdźcy niszczyli osady, palili domy i mordowali bez litości.
Było ich kilka tysięcy – mężczyźni, kobiety i dzieci – a każdy z nich niósł ze sobą to, co zdołał uratować. Bardziej zręczni zdołali zabrać ze sobą bydło, konie, a swój dobytek wieźli na wozach. Inni mieli ze sobą jedynie tobołek z najbardziej potrzebnymi przedmiotami.
Ich język był szorstki i melodyjny zarazem. Przypominał nieco starodawne dialekty Kotliny.
Każdy krok niósł nadzieję, lecz także strach. Wiedzieli, że jeśli Edelweiss ich odrzuci, nie będą mieli dokąd pójść. Za nimi pozostawały splądrowane wsie i spalone domostwa, które na zawsze przepadły pod ciężarem wrogich wojowników Dzikich. Część uciekinierów była ranna, niektórzy nieśli na plecach dzieci, które już od dawna nie płakały – zmęczenie odebrało im siły nawet na łzy.


Maszerowali od tygodnia przez dzikie i niegościnne tereny. Uciekinierzy, których nazwa Ulvefolk (edel. Wolfsmenschen) nie była szeroko znana w Kotlinie. Przywiązani do tradycji i surowego, północnego klimatu opuścili swoje ziemie, uciekając przed Dzikimi. Ci brutalni najeźdźcy niszczyli osady, palili domy i mordowali bez litości.
Było ich kilka tysięcy – mężczyźni, kobiety i dzieci – a każdy z nich niósł ze sobą to, co zdołał uratować. Bardziej zręczni zdołali zabrać ze sobą bydło, konie, a swój dobytek wieźli na wozach. Inni mieli ze sobą jedynie tobołek z najbardziej potrzebnymi przedmiotami.
Ich język był szorstki i melodyjny zarazem. Przypominał nieco starodawne dialekty Kotliny.
Każdy krok niósł nadzieję, lecz także strach. Wiedzieli, że jeśli Edelweiss ich odrzuci, nie będą mieli dokąd pójść. Za nimi pozostawały splądrowane wsie i spalone domostwa, które na zawsze przepadły pod ciężarem wrogich wojowników Dzikich. Część uciekinierów była ranna, niektórzy nieśli na plecach dzieci, które już od dawna nie płakały – zmęczenie odebrało im siły nawet na łzy.
