Heinz-Werner Grüner pisze: ↑30 maja 2023, 21:23
tak teraz uważam, że odgórnie, taki choćby miesieczny kursik szkoleniowy winien być obowiązkowy powiedzmy w czerwcu gdy rocznikowo konczy się 18 lat. Nie byłoby nigdy problemu z unikaniem służby, a i człek więcej by wiedział.
Joachim Cargalho pisze: ↑30 maja 2023, 20:48
Co to tam te dwa tygodnie. Na wakacje po maturze powinni każdego brać.
Po maturze... owszem, ale ja mam 56 lat, a pododdział w którym byłem miał średnią wieku jakoś tak 45+ (młodych rezerwistów po prostu jest bardzo znikoma ilość... trochę po WOT-ach i tych co odeszli po kilku latach ze służby zawodowej), najmłodszy szeregowy miał u nas 39 lat bo obowiązkowa służba zasadnicza skończyła się kilkanaście lat temu. Pesela nie da się oszukać... wydolność psychofizyczna 50-latków drastycznie różni się od 20 czy 30-latków. Jak miałem dwadzieścia kilka czy trzydzieści lat to ganianie kilka godzin dziennie po poligonie "w pełnym rynsztunku" nie robiło wrażenia, po pięćdziesiątce to już raczej kategoria "sportów ekstremalnych", szczególnie że większość z nas na co dzień pracuje "za biurkiem". Gdy ja zaczynałem "nosić kamasze" to większości zawodowych żołnierzy na świecie jeszcze nie było... a gdy odchodziłem z armii, to większość z nich jeszcze nie była w służbie.
Co śmieszniejsze to ta podstarzała rezerwa wypadała finalnie dużo lepiej (zarówno w działaniu, jak i odporności na "poligonowe życie") od młodzieży z tej obecnej dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej, a co jeszcze zabawniejsze to kadra cieszyła się w sumie, że ma rezerwistów (jeszcze 20 lat temu dowodzenie rezerwą to było "przekleństwo"), a nie właśnie "dobrowolsów"... nawet tego nie ukrywali.
Do tego logistyka leży i kwiczy... części należności w ogóle nie dostaliśmy (bo armia w magazynach "nie ma"), duży procent tego co się jednak w magazynach znalazło w zasadzie nie nadawało się do użytku i uzupełnialiśmy to wszystko prywatnymi rzeczami (zarówno tymi koniecznymi do "życia na poligonie", jak i co gorsza tymi potrzebnymi do "walki"). Całe szczęście, że duży ludzi procent był z miasta, w którym "startowaliśmy" to był czas podjechać do chaty i się doposażyć. Na koniec to nikt z dowództwa nawet nie poświęcił 10 minut by "dziadkom" lakonicznie podziękować za te dwa tygodnie służby... graty do magazynu, kwit z kancelarii i wypad bez "do widzenia".
Ogólny obraz tego wszystkiego to optymizmem raczej nie nastraja...