Herr Oberhaupt w końcu zjawił się w Pałacu Wolności. Przyjechał sam swoim już nieco "zmęczonym", gdyż nie remontowanym od ostatniego rajdu, Puchem XIV Sportwagen. Auto jednak nadal miało swój urok...

Zielona karoseria lśniła o zachodzie słońca przepięknie, choć pojazd był umorusany od błota. Drogi do Polany Wolności nie wiodą przecież jeszcze w całości po bruku czy asfalcie. Jedynie jej niewielka część jest zdatna do pokonania jej bez pobrudzenia maszyny...

Grüner wysiadając z auta spojrzał w kierunku zachodzacego słońca. Nie mógł się nigdy naciszyć tym widokiem. Służba już czekała w pogotowiu, ale po krótkiej wymianie zdań odesłał bagażowego i pokojówkę. Kazał pozostać tylko
majordomusowi. Bagaż wziął jednak sam, nie kazał mu dźwigać. Poprosił by ten zaprowadził go do pomieszczeń, które będzie zajmował w ten weekend.
Na koniec zażyczył sobie coś do spożycia.
Zjadł niewiele... Pół godziny później zamknął się w jednym z najbardziej okazałych pomieszczeń połączonych jednocześnie z sypialnią i łazienką, tworzących całkiem miły apartament. Daleko mu było do przepychu Grand Hotel von Edelweiss i zdecydowanie mniej atrakcyjnie pachniał. Lekki swąd w Pałacu Wolności sugerował, że nie był już pierwszej młodości. Woń wilgoci przeplatała się zapachem starych desek. Jakby tego było mało w upalne dni dało sie wyczuć lepik, który to stosowano by załatać dziury w dachu. Nikt nie pomyślał by po prostu zainwestować w nowe dachówki...