[Niestety zabrakło mi czasu na wersję radiową, także pozostaje tylko przeczytać...]
Nastało późne popołudnie, na szczęście było jeszcze widno, kiedy na Polanie zjawił się oberhaupt Heinz-Werner Grüner. Witany przez tłumy, nie z racji tego, że na niego czekali, raczej z tego, że to ostatni dzień Schmelzfest roku 1923. Mimo to Edle ucieszyły się na jego widok, poznal to po charakterystycznym mruku i wiwatach.
Wysiadł z służbowego automobilu, uśmiechnął od ucha do ucha, po czym machajac do wszystkich udał się na podwyższenie, zwane pompatycznie "sceną" z zamiarem przemowy.
Witany przez "delegatów" i inne ważne edelwajskie persony ruszył w końcu do przodu i chwyciwszy mikrofon rzekł:
Drogie Edelki, Drodzy Edle,
Szanowni Goście,
Zebraliśmy się dziś tutaj by świętować to co dla nas najbliższe w mikronacyjnych sercach. Dzisiejszy dzień jest punktem kulminacyjnym naszej radości. W pierwszą rocznicę podpisania Proklamacji Suwerenności i Przekazania Władzy Zwierzchniej chciałbym wielce podziękować Wam za dotychczasową obecność.
To my, nie ja, ani nie Ty, a właśnie wspólne „my”, wykreowało edelwajskie „ja”.
Nie będę bardzo długo przemawiał, to zostawiam dla realnego Fidela Castro i wirtualnego Arkadiusza Maksymiliana, mojego sarmackiego przyjaciela. Postaram się jednak trafić w sedno czym są i czym w mojej ocenie nadal winny być takie miejsca jak Edelweiss.
Jak doskonale sobie zdajecie sprawę Heinz-Werner Grüner nie wziął się znikąd. Jego historia jest o tyle zagmatwana, że przechodził pewne metamorfozy wizerunkowe, ale i pewności w swoim działaniu. Nie sposób nie wskazać tutaj rodowodu austriackiego, gdzie przed trzema laty zjawił się na dworcu we Wiedniu. Przybywał skądś, przybywał budować mikronacje… Dziś już wiemy, że moja droga powiodła mnie właśnie do Kotliny Edelweiss, która w rzeczywistości chyba jest moją rodzinną v-ziemią od lat. Tutaj znalazłem receptę na swoje pytania, znalazłem odpowiedzi skąd, jak i gdzie. Mikronacje to spora dowolność, ja wybrałem taką drogę, a co najważniejsze swoją drogę by móc się realizować przede wszystkim dla siebie, ale też dawać przyjemność innym. Taki ma być Edelweiss.
W Szarotkowej Krainie najważniejsza jest przyjaźń. Ktoś powie, ale to sztampowe, bo może i trochę jest. Ja jestem, ale czy się mylę? Dziś nie byłoby ani Edelweiss, ani mnie, gdyby nie ta droga, którą przebywałem po wirtualnym padole. Myśląc o „ziemi obiecanej”, jaką dla mnie jest „nasze państewko otoczone ze wszystkich stron górami”, dobierałem bardzo skrupulatnie to co chcę by mnie otaczało i jak ostatecznie wyglądało. Nabycie troszkę ogłady, doświadczenia zawsze ułatwia budowanie relacji, współżycia z innymi. Ja jednak skupiłbym się na tym, że edelwajską wizję starałem się zaszczepić w każdym kolejnym obywatelu czy przybywających gościach.
Byłbym tutaj całkowicie nie w porządku, gdybym całą rolę „istoty Edli” przyjął na siebie, przypisał tylko sobie. To nieprawda. To właśnie wspomniane otaczanie się tym co lubię, sprawia największą przyjemność, to co cechuje się w podobnych barwach ludzkiego życia co ja, to co budowało każdą edelwajską cegiełkę. Dziś nie byłoby Kotliny Edelweiss bez Was. Ja jestem tutaj tylko tym, który trzyma kielnię. I osoby, którym zaufałem, ale które zaufały i mi, na samym początku drogi, mam nadzieje, że doskonale wiedzą jak jestem im wdzięczny.
Tworzyć byt to jedno, a tworzyć relacje to drugie. Edelweiss nie ma być na pokaz, nie ma być po to, by oderwać się na chwilę od rzeczywistości, ma scalać i bratać. Wiem to jest sztampowe, jak wspominałem, ale tak, moja rola w edelwajskiej społeczności zaczyna się i kończy na budowaniu wspólnych, przyjacielskich relacji. I choć dziś mikronacje dają spory wachlarz możliwości kontaktów międzyludzkich, także głosowych, czy realnych, to w moim odczuciu Szarotki tworzą pewną specyfikę, która kreuje w nas tą „tajemniczą” jedność. Banał, powie ktoś kto nas nie zna. Być może i banał, ja jednak w to szczerze wierzę, że te liczne przeklikane godziny dyskusji, wysłuchanych rozmów i przede wszystkim wylanych łez radości scala nas w coś co możemy śmiało nazwać „naszą wirtualną ojczyzną” – naszą oazą spokoju od rzeczywistości, gdzie spędzamy czas tak jak chcemy i z kim chcemy.
Dziś pokazujemy, że to możliwe. Istniejemy gdzieś w skrajnie małym społeczeństwie, każdy odmienny, ze swoimi problemami, z innej strony świata i właśnie na przekór wszystkiemu to nas właśnie łączy.
Mógłbym tak godzinami, mógłbym, o tak, ale obiecałem, że będzie krótko. Przechodząc zatem szybciutko do konkretów chciałbym raz jeszcze podziękować Wam wszystkim za to, że wybraliście Edelweiss jako swój dom, za to, że mogę być dumny z tego co nam wspólnie udało się osiągnąć w zaledwie jednym roku działań.
Ku chwale Waszej, ku chwale Edelweiss!
W końcu przestał mówić, ale nadal stał wyprostowany. Dał sobie i tłumowi chwilę na zrozumienie tego co chciał powiedzieć, po czym skinął głową na znak, że skończył...