Niepostrzeżenie dla obojga, nagle otworzyły się drzwi wejściowe. Do środka zajrzała głowa znanego wszystkim księdza @Roman Schädel , który w tamtych czasach był jeszcze mało istotnym w parafii wikarym.
- Hallo? Szczęść Boże? – dopytywał, wkraczając po cichutku do środka. Pani F. zawsze miło go witała w progu, więc spodziewał się sympatycznego poczęstunku przy okazji odwiedzin. – Przyszedłem… dać obrazek, bo niebawem kolęda… - ciągnął, podchodząc coraz bliżej kuchni, z której dobiegały niepokojące odgłosy.
- Chyba zapominasz się, z kim masz do czynienia. Przypominam, że nie płacę ci za macanie, więc włóż tego węża, gdzie był wcześniej. – fuknęła dominująco Pani F.
- Dobrze, dobrze. Jak sobie Pani życzy.
- Dobrze, a teraz weź się do właściwej roboty. Moje rury wołają o dobre przepchnięcie już chyba od dekady. - mówiła, a ksiądz @Roman Schädel , nie chcąc wyjść na wścibskiego, zatrzymał się przed wejściem, oparł się o ścianę i tylko przysłuchiwał się dalej rozmowie.
- Dobrze, to niech Pani patrzy i mówi, czy nie za mocno.
- Mocniej! Mocniej! MOCNIEJ!
Księdza oblał zimny pot.
- Na rany Chrystusa… - mruknął pod nosem, po czym podeszedł do komódki w korytarzu. Poza zaproszeniem do przyjęcia kolędy, pozostawił również informator o godzinach odbywających się różańców. – Panie, zmiłuj się nad nimi! – dodał wychodząc, a w drodze na plebanię w myślach odmówił jeszcze trzy zdrowaśki.
Oraz liścik:
KONIECNazwałam go Leszek. Zaopiekuj się nim. F.