- Heinz-Werner Grüner -
Czy dłuższy tekst oznacza lepszą interpretację?
To właśnie ten klimat, ta wyjątkowa bliskość, czucie tego, jak byśmy przenieśli się do lat 20-30-stych poprzedniego stulecia wpływała na rozkoszowanie się i sposób opowiadania. Odpowiednie wczucie się w rolę miało niebywałą moc.
Zastanówmy się zatem czy więcej w tym wypadku znaczy lepiej. Gdybym miał odpowiedzieć w ciągu sekund to tezę postawiłbym jedną – dłuższy góruje! Ale czy na pewno? Czy czasem krótki, ale treściwy, kontrowersyjny, oddający charakter danej sytuacji fragment narracji nie będzie czymś bardziej właściwym?
Wyjaśnię wam na podstawie mocnych przykładów.
Całkowicie oddałbym tu pole mojej drogiej koleżance, naszej mistrzyni nietuzinkowego obrazowania swoich wewnętrznych interpretacji edelweisskiego społeczeństwa, odgrywania niejako swojej postaci. Mowa oczywiście o Frau Augentrost. Nie wiem jak Państwo, moi czytelnicy, ale ja ubóstwiam wręcz przenosić się do „jej bajki”. To co czasem prezentuje jej fantazja budzi we mnie ogromny szacunek.
I tak, a w zasadzie nie, nie powinienem tworzyć tu laurki idealnej narracji, ale w przytłaczającej przewadze kreacja wspomnianej niewiasty są w moich oczach wręcz idealne. Pamiętajmy, że obracamy się w świecie, mikroświecie, gdzie jest wiele zaskakujących osobowości, zaskakująco mądrych, ale to coś, tą iskrę ma naprawdę niewielu.
Z reguły Frau Augentrost wyczerpuje temat swoim wpisem wręcz perfekcyjnie, czasem nawet kilkoma zdaniami oddaje to co najlepsze w narracji – pobudza innych do działania. I nawet jak trafi się jakiś chochlik, czy przekłamanie (bardziej nieznajomość tematu) to jest to uroczo przeinaczone i ma swoje odzwierciedlenie w fabule. Pióro kocha tą kobietę i vice versa.
Żeby nie było, że w Edelweiss mamy tylko piedestał i już, dalej dziura. Nie, co to, to nie! Tak jak o budowaniu atmosfery tejże pani możemy napisać, że kieruje się uczuciami, sercem, to w przypadku prezentacji drugiej formy narracyjnej raczyłbym opisać ją jako rozum, intelektualna polemika, dysputa zwalczania.
Jak ja kocham te zbijanie, niczym ping-pongowa piłeczka, wartkich owoców twórczości innych, szczególnie niezbyt chcianych, zagranicznych gości. A kto ma taki charakterystyczny styl? Nie ma tu chyba zaskoczenia, że to domena drugiego z faktotum, Herr Cargalho.
Postać kontrowersyjna, szukająca atencji, ale nie w sposób nachalny, a przemyślany. Doskonale przewidująca, że wywołując pewien tok rozumowania dominuje nad resztą dyskutantów, niejako bawiąc się ich kreacją. Potrafi oczywiście być niezwykle twórcza, wręcz horrendalnie. Czasem jego narracja przerasta treścią dany moment, chwilę, błahą sytuację, i zwykłe nakładanie przez kreowaną postać plecaka na ramię opisane jest w sposób zjawiskowy. Czy tekst jest wtedy długi? Niekoniecznie, ale doskonale idzie wyczuć czym ta osoba się kieruje, jakie ma cele nadrzędne w danym momencie. Kunszt przygotowania historii pod chwilowe przemyślenia i kładzenie nacisku, nie na emocje i działanie postaci, a raczej na przemyślenia. Ten narracyjny twór ma w moich oczach również ogromne uznanie.
Trzeci sposób pisania. Nierówny, czasem wręcz głupkowaty, czasem chaotyczny, wręcz jednozdaniowy, a czasem całkiem przemyślany i obfitujący w, nie boje się użyć tego słowa, „mądre frazesy”. Tak tutaj mowa o sposobie pisania mojej skromnej osoby. Jestem w Edelweiss niemalże codziennie (choć wierzcie mi, że czasem 24h to malusieńka część jaka pochłania mnie przez samo myślenie o Szarotkowej Krainie ), i bycie w nim zawsze na 100% jest ciężkie, tak wiem powinienem napisać niemożliwe.
W mojej fantazji, pomimo mojej niemałej ilości przeżytych wiosen, chciałbym zawsze odpisać wyczerpująco. Stąd też wprowadzanie uproszczeń, pewnych domysłów, założeń, że rozmówca wie o czym piszę. Nie sposób być kimś, nie sposób uszczęśliwić wszystkich, nie sposób uczestniczyć we wszystkich konwersacjach nadaktywnie i narracyjnie składniowo.
Wiem na ile stać mnie, ale czasem sam na siebie jestem zły, że kreuje tzw. bieda pisanie. Nie lubię takich ubogich językowo wpisów, nie lubię odpisywać w stylu: „fajnie, damy radę”, ale czasem chcę przez to zaznaczyć, „tak, czytałem, nie mam czasu na odpowiedź. Dam znać wkrótce, jak mnie real odpuści”. Czy to znaczy, że nie umiem w narracje? Nie. Chyba nie. Natomiast wierzę, że dzięki temu zachęcam innych, tych rzadziej odwiedzających, mniej kreatywnych, do częstszej niż sporadyczna aktywności. I czy to będzie wtedy wpis mający dwa zdania, ale wpisujący się w fabułę, czy dziesięć zdań, ale nie do końca trafionych, to ja takie narracyjne pisanie akceptuje.
Przystawię pieczątkę pod aktywnością i chęcią bycia integralną częścią kreowanej przez nas społeczności.
Dlatego, trochę prywaty, ubolewam, że pomimo próśb, starań i stawania na głowie kilka osób z Edelweiss odeszło bez słowa, albo zawiesiło się w przestrzeni realowej – po edelwajsku, poszli w góry. I tu nie chodzi o zwierzenia co i jak, ale o ludzkie „nie podoba mi się”, „real mnie zabija”…
Oczywiście to kwestia podejścia, więc jawne ubolewanie nie ma sensu. Ja natomiast serdecznie dziękuje tym co są, za pełną aktywizację w miarę swoich możliwości. Nie wymagam, nie mogę wymagać od nikogo wskazania granicy na więcej niż sami sobie wyznaczycie. To święta zasada, także i w narracji. Czas i chęci. A reszta należy do momentu.
Czas wymusza na nas pewne schematy pisania. Czy tekst będzie odpowiednio długi, czy odda całkowicie sprawę jaką mamy potencjalnie opisywać, w dużej mierze zależy od chwil jakie poświęcamy, a raczej możemy poświęcić na mikronacje. Dlatego nie boję się użyć słów, że każdy z nas, Edli i naszych przyjaciół angażujących się w życie w Kotlinie ma potencjał na kreatywną narrację. Jedynym ograniczeniem i zrozumieniem interpretacji w kontekście lepsza-gorsza jest wskazówka zegara, czas jaki nas niestety realnie ogranicza.